poniedziałek, 14 października 2013

17. To już koniec.

Migające światła, głos pani informującej o odprawach, tłumy biegnących ludzi. Znam to wszystko na pamięć. Ile razy uciekałam, bądź wracałam? Niezliczona ilość bagaży, biletów, łez i okrzyków radości. Wszystko to mieszanka wybuchowa, której teraz chcę uniknąć.
Wsiadłam do samolotu i zajęłam miejsce przy oknie. W moim przypadku rutynowa czynność. Nie czułam się jakbym opuszczała dom. Może Marco miał rację: mój dom jest w Dortmundzie?

***

Nie informowałam nikogo o moim przyjeździe. Nie chciałam, żeby zmieniali swoje plany.
Wyszłam z lotniska, oślepiona zimowym słońcem, nisko unoszącym się nad horyzontem. Pokierowałam się w stronę taksówki i usiadłam obok kierowcy, który z uwagą przysłuchiwał się porannym wiadomościom. Trzeba zmierzyć się z przeszłością, a to z pewnością jeden z takich momentów.
- Dokładnie miał tu wszystko. Rodzinę, przyjaciół... nie rozumiem. Zapewne w Dortmundzie nikt nie rozumie. Mógł zostać legendą, zapisał się inaczej na kartach historii - skomentował kierowca, który wydawał się zapalonym kibicem dortmundzkiej drużyny. 
- Powód zna tylko on - dopowiedziałam niezbyt miło. Wiedziałam, że jest to temat numer jeden w mieście, lecz nie miałam zamiaru zabierać głosu w tej sprawie.
- W Dortmundzie jest niewiele osób, próbujących go usprawiedliwić.
- Nie próbuję go rozgrzeszać, po prostu to moja wina - dodałam, gdy zatrzymał się samochód.
 
 ***

Stałam przed progiem mojego domu, bojąc się wejść. Serce szybciej mi biło, a dłonie nadmiernie się pociły. Ucieczka do niczego nie prowadzi, a teraz mam tego namacalny dowód. Po cichu wsunęłam się do mieszkania i lekko krocząc weszłam do salonu, w którym tata, jak to miał w zwyczaju, siedział przy z stoliku, ze stertą papierów i filiżanką kawy. Podniósł głowę i zlustrował mnie od góry do dołu, za pewnie nie wierząc w to, co widzi. 
- Wróciłaś, moja księżniczko - podszedł do mnie i ucałował w czoło, sprawiając, że moje policzki przybrały różowy kolor.
- Chyba raczej córko marnotrawna - rzekłam, lekko się uśmiechając.
- Było, minęło. Nie wracajmy do tego.
- Ale tato... nie rozumiesz? To przeze mnie Mario odchodzi do Bayernu. Zniszczyłam jego karierę, zniszczyłam jego przyjaźń z Marco, zniszczyłam to, co budowałeś. Nie chcę, żeby klub posypał się jak domino - było mi źle. Czułam się winna, wydawało mi się, że zniszczyłam wszystko i wszystkich.
- Nie posypie. Ja o to zadbam, przecież nie ma ludzi niezastąpionych. To już koniec kłopotów, teraz wszystko będzie dobrze - zapewnił.

***

Lekko zapukałam do mieszkania Marco, lecz nikt nie raczył mi otworzyć drzwi, więc bez jakichkolwiek obaw weszłam do środka. W salonie siedział Reus wraz z Mario, a ich posępne miny sprawiały, że miałam ochotę się rozpłakać, albo co najmniej uciec. Marco miał twarz schowaną w dłoniach, lecz na mój widok uśmiechnął się nieznacznie. Wiedział, że przyjechałam właśnie dla niego.
- To ja może przyjdę kiedy indziej. Nie będę przeszkadzać - rzekłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie przeszkadzasz. Właściwie ktoś chciał z tobą porozmawiać - zatrzymał mnie blondyn i zostawił samą. Samą z Mario. Żadne z nas nie umiało zacząć rozmowy. Staliśmy naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje oczy. A przecież doskonale wiedziałam, co chcę mu powiedzieć, jednak jego obecność sprawiała, że nie mogłam wydukać ani słowa. 
- O ile chcesz ze mną rozmawiać. Viktoria, chciałbym ci to wszystko wyjaśnić - zaczął, lecz od razu mu przerwałam.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania. Po prostu nie pasujemy do siebie. To byłby związek bez przyszłości, a wynikający z przeszłości. Jednak zmieniliśmy się przez te lata, nie możesz zaprzeczyć. Przywiązanie, pożądanie, czy przyjaźń to jeszcze nie miłość. Raniliśmy siebie nawzajem...
- Nie chcę cię już ranić, dlatego postanowiłem wyjechać.
- Więc to przeze mnie? Przeze mnie zostawiasz Dortmundu? - podniosłam głos.
- Nie, nie czuj się winna. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Dam sobie radę, Borussia też da - kolejne zapewnienie, że wszystko się ułoży. Jednak ile razy zawiodłam się na tych obietnicach?
- A co z tobą i Marco?
- Poradzimy sobie. Ja tylko chcę cię przeprosić, za to wszystko. Nie powinienem znów wchodzić z butami w twoje życie. Czasami lepiej odpuścić, tak byłoby lepiej. Wybacz, ale powinienem się już zbierać - udał się w kierunku wyjścia.
- Mario! - krzyknęłam, a 20-latek odwrócił się w moim kierunku. - Powodzenia - uśmiechnęłam się, a chłopak odwzajemnił gest i zniknął za drzwiami.

***

- Było mnie słuchać, zaoszczędziłabyś na biletach - zaśmiał się Nuri, wypuszczając mnie ze swoich objęć.
- Odpuść przemądrzalcu.
- Nie złość się, przecież wiesz, jak się cieszę, że wróciłaś.
- Miki! Gdzie byłaś? Tata mówił, że nie chcesz przyjechać - do pokoju wpadł również Omer, którego wzięłam na ręce.
- Nie słuchaj taty, lepiej na tym wyjdziesz- zaśmiałam się.
- Już była jedna, która nie słuchała - odgryzł.
- Miki, a wiesz co? Jutro przyjedzie do nas mama - zdziwiona spojrzałam w stronę Nuriego, który rzekł:
- Nie miałem prawa mu tego odbierać. Nie ważne co było, liczy się to, co będzie teraz.

***

Siedziałam na trybunie stadionu i przyglądałam się trenującym chłopcom. Nie powiem, brakowało mi tego wszystkiego w Polsce.
- Viktoria, co robisz w Dortmundzie? Marco mówił, że wyjechałaś - rzekła Lena, która była zdziwiona na mój widok.
- Po prostu czasami nie da się uciec.
- Cieszę się, że wróciłaś. A na pewno ktoś się cieszy jeszcze bardziej - uśmiechnęła się.
- Lena, ja chcę cię przeprosić. Nie miałam pojęcia, co czujesz. Zachowałam się jak egoistka - powiedziałam z grymasem na twarzy. Nie jest łatwo przepraszać, szczególnie, gdy masz świadomość swojej winy.
- Ciężko było się pogodzić, że Marco jest zakochany w tobie. Jednak gdy widziałam, jak na ciebie patrzy, z jakim uczuciem opowiada, postanowiłam dać sobie spokój. Czasami lepiej odpuścić - powtórzyła słowa, które już dzisiaj usłyszałam. - Nie mam ci tego za złe. Życzę wam szczęścia.

***

Staliśmy na samej górze Westfalenstadion. Prawdopodobnie było to nasze miejsce na ziemi.
- Nie wierzę, że tu jesteś. Ze mną, znów w Dortmundzie - przerwał panującą miedzy nami ciszę, Marco.
- Po tym wszystkim chyba znalazłam jakąś drogę w życiu.
- Pod tytułem? - uśmiechnął się i złapał mnie w pasie, wyczekując odpowiedzi, którą już poznał.
- Pod tytułem: Marco Reus - rzekłam, gdy nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Viktoria, Marco i Dortmund.


3 komentarze:

  1. O matko!
    Tak się cieszę, że wróciła do Dortmundu!
    No i najważniejsze, że jest z Reusem;)
    Mam nadzieję, że teraz po tych wszystkich przykrych doświadczeniach bedą już razem i nic im nie zmąci szczęścia.
    Szkoda trochę Leny ale mam nadzieję, że też ułoży sobie życie:)
    Rozdział świetny jak zawsze!
    Pozdrawiam:)
    http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie!
    Wróciła!
    Cieszy mnie ten fakt niezmiernie:)
    Szkoda tylko mi Mario, no ale cóż miejmy nadziję, że sie mu równiez powiedzie:)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że z opóźnieniem, lecz nie miałam czasu. A komentowanie muszę nadrobic :)
    Jeju, jakie to jest wspaniałe. Jak sie cieszę że Miki postanowiła wrócic. A ta jej rozmowa z Mario..nie wiem co powiedziec. Pewnie tak miało byc, bycie razem nie było im pisane. Szkoda też trochę Leny, ale właściwie...nic wcześniej nie zrobiła by dac Reusowi jakikolwiek znak. A on i tak kocha tylko Miki. I ta końcówka..tak romantycznie. Wspaniałe!
    Już lecę czytac epilog ...

    OdpowiedzUsuń