piątek, 18 października 2013

Epilog

Minął miesiąc od dnia, kiedy Viktoria i Marco są oficjalnie razem. W ich życiu, po burzliwych przejściach, nadszedł stosunkowo spokojny czas. Stosunkowo spokojny. 
- Reus, czy cię do końca popierdoliło!? - na te słowa 22-latek zaśmiał się pod nosem i owinięty ręcznikiem, wyszedł z łazienki. - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś debilem? Rozumiesz różnicę między włożeniem do zmywarki, a wrzuceniem?
- Też mi cię miło widzieć, kochanie - odparł z uśmiechem na twarzy i zbliżył się do ukochanej.
- Jesteś idiotą, kłamcą, świnią i mogłabym wymieniać w nieskończoność, ale...
- Ale? - zapytał, pewny odpowiedzi: oczywiście miała ona brzmieć: ale i tak cię kocham.
- Ale masz to posprzątać - zaśmiała się i pobiegła na górę. 
Marco odprowadził wzrokiem 19-latkę, a następnie, omijając zgrabnym krokiem kilka zbitych talerzy, stanął przy oknie i wybrał numer do Sahina.
- Siema, nasza księżniczka wstała dzisiaj lewą nogą. Czas trochę zmienić plan.

***

Po porannej awanturze, Viktoria z powrotem udała się do krainy Morfeusza. Jednakże, tego dnia nie było dane jej pospać chwili dłużej, gdyż do sypialni wszedł Reus, który położył się obok niej.
- Wiem, że nie śpisz - powiedział cicho, bawiąc się jej włosami. - I kto tu jest kłamcą? - dodał, odwracając dziewczynę w swoją stronę, lecz dalej nie otrzymał odpowiedzi. - Wczoraj byłaś milsza, cóż się zmieniło?
- Data - otworzyła swoje zaspane oczy i uśmiechnęła się szeroko. - Czego chcesz?
- Ubierz się - rozkazał. - Boże, nie sądziłem, że kiedyś to powiem - zaśmiał się. - Nuri mówił, żebyś przyszła.

***

Reus stał obok drzwi swojego mieszkania, lekko się denerwując. Czy jego plan wypali oraz najważniejsze, czy przeżyje?
- Gotowa jesteś? - zapytał, gdy Viktoria schodziła ze schodów.
- Jak widać - odpowiedziała. - Co właściwie chce Nuri? - dodała, łapiąc za pęk kluczy.
- Nie wiem. Daj mi te klucze - rzekł chłopak, wyraźnie zakłopotany zachowaniem Milewskiej.
- Chyba umiem zamknąć drzwi? - odburknęła. 22-latek wiedział, że nie wygra z zadziorną nastolatką.
- O boże - złapał się za głowę i starał udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. - Nuri prosił mnie, żebym mu bluzę przyniósł. Leży na górze, ja pójdę wyjechać autem.
- Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach, tylko czemu ja muszę chodzić za ciebie? - odparła i ruszyła na górę. Marco złapał na odłożone przed sekundą klucze i zamknął niczego niespodziewajacą się nastolatkę w swoim mieszkaniu. Na do widzenia usłyszał tylko: - Zabiję cię idioto! - i z uśmiechem ruszył w stronę mieszkania Kloppów. Miki 0, Marco 1.

***

Kilka godzin spędzonych w mieszkaniu Marco były dla niej istną udręką. Nie cierpiała siedzieć bezczynnie, jednak teraz miała nikły wybór. Kto by pomyślał, żeby własny chłopak zamknął ją w swoim mieszkaniu?
Siedziała na kanapie z założonymi rękami i obrażoną miną czekając na Reusa. Bezsensu wpatrywała się w ścianę w salonie, gdy z letargu wyrwał ją odgłos otwierających się drzwi. Spojrzała kątem oka na rozbawionego Nuriego i Marco, lecz jej nie było do śmiechu.
- Vikuś, przepraszam, ale... - zaczął Reus, który nie mógł się opanować.
- Nawet się do mnie nie odzywaj - rzekła powoli, akcentując każde słowo. Zgrabnym krokiem ominęła 22-latka i udała się do drzwi, które oczywiście zagrodził jej Marco. - Odsuń się palancie. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Jesteś idiotą, ale to już wiesz.
- Nie wypuszczę cię stąd - odparł z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Dziewczyna miała na niego sposób. Zalotnie przegryzła wargę i zbliżyła się do 22-latka, delikatnie muskając jego wargi, a następnie całując go bardziej zachłannie sprawiła, że oparł się o framugę, otwierając drogę ucieczki.
- Frajer! - zaśmiała się i wybiegła z mieszkania.
- No co się patrzysz? Leć za nią, bo wszystko popsuje - rozkazał Nuri.
Viktoria 1, Marco -1000.

*** 

- Niespodzianka? - zawyli zaskoczeni goście w mieszkaniu Kloppów. Tak, to miała być niespodzianka urodzinowa dla Viktorii, która jak widać zapomniała o swoich 20-stych urodzinach. Z niespodzianki raczej już nic nie będzie...
- Reus, ty idioto! - krzyknął Mats.
- Kurwa, który raz już to słyszę? To sam weź jej pilnuj, geniuszu.
- Czekajcie, to ja pójdę na górę i udam, że nic nie wiem. I już nie znęcajcie się nad Marco, chyba ma dosyć na dziś - Viktoria zaśmiała się  i pobiegła do pokoju.

*** 

- Sam to wszystko wymyśliłeś? - spytała podchodząc do Reusa, zawieszając ręce na jego szyi.
- A myślisz, że dlaczego zamknąłem cię w mieszkaniu?
- Nie wiadomo, co ci strzeli do tej durnej głowy. Ale dziękuję, no i przepraszam - rzekła, patrząc w oczy 22-latka.
- Dziękuję, przepraszam - dobrze się czujesz? - zaśmiał się.
- Właściwie, nie. Wyrwijmy się stąd - powiedziała ciągnąc za sobą Reusa i niepostrzeżenie wychodząc.

*** 

Stali na samej górze wieży Floriana, przytulając się do siebie. W końcu poczuli, co znaczy kochać. Ona, po dwóch nieudanych związkach, czuje bezpieczeństwo jakie daje jej blondyn. On, wygrał walkę o jej serce i chociaż wiele przeszedł, również odnalazł właściwą drogę.
- Czemu mnie tu znów przyciągnąłeś?
- Bo chcę ci powiedzieć, że kocham cię, kocham piłkę i kocham to miasto.
- Też cię kocham, kocham piłkę i kocham to miasto.

poniedziałek, 14 października 2013

17. To już koniec.

Migające światła, głos pani informującej o odprawach, tłumy biegnących ludzi. Znam to wszystko na pamięć. Ile razy uciekałam, bądź wracałam? Niezliczona ilość bagaży, biletów, łez i okrzyków radości. Wszystko to mieszanka wybuchowa, której teraz chcę uniknąć.
Wsiadłam do samolotu i zajęłam miejsce przy oknie. W moim przypadku rutynowa czynność. Nie czułam się jakbym opuszczała dom. Może Marco miał rację: mój dom jest w Dortmundzie?

***

Nie informowałam nikogo o moim przyjeździe. Nie chciałam, żeby zmieniali swoje plany.
Wyszłam z lotniska, oślepiona zimowym słońcem, nisko unoszącym się nad horyzontem. Pokierowałam się w stronę taksówki i usiadłam obok kierowcy, który z uwagą przysłuchiwał się porannym wiadomościom. Trzeba zmierzyć się z przeszłością, a to z pewnością jeden z takich momentów.
- Dokładnie miał tu wszystko. Rodzinę, przyjaciół... nie rozumiem. Zapewne w Dortmundzie nikt nie rozumie. Mógł zostać legendą, zapisał się inaczej na kartach historii - skomentował kierowca, który wydawał się zapalonym kibicem dortmundzkiej drużyny. 
- Powód zna tylko on - dopowiedziałam niezbyt miło. Wiedziałam, że jest to temat numer jeden w mieście, lecz nie miałam zamiaru zabierać głosu w tej sprawie.
- W Dortmundzie jest niewiele osób, próbujących go usprawiedliwić.
- Nie próbuję go rozgrzeszać, po prostu to moja wina - dodałam, gdy zatrzymał się samochód.
 
 ***

Stałam przed progiem mojego domu, bojąc się wejść. Serce szybciej mi biło, a dłonie nadmiernie się pociły. Ucieczka do niczego nie prowadzi, a teraz mam tego namacalny dowód. Po cichu wsunęłam się do mieszkania i lekko krocząc weszłam do salonu, w którym tata, jak to miał w zwyczaju, siedział przy z stoliku, ze stertą papierów i filiżanką kawy. Podniósł głowę i zlustrował mnie od góry do dołu, za pewnie nie wierząc w to, co widzi. 
- Wróciłaś, moja księżniczko - podszedł do mnie i ucałował w czoło, sprawiając, że moje policzki przybrały różowy kolor.
- Chyba raczej córko marnotrawna - rzekłam, lekko się uśmiechając.
- Było, minęło. Nie wracajmy do tego.
- Ale tato... nie rozumiesz? To przeze mnie Mario odchodzi do Bayernu. Zniszczyłam jego karierę, zniszczyłam jego przyjaźń z Marco, zniszczyłam to, co budowałeś. Nie chcę, żeby klub posypał się jak domino - było mi źle. Czułam się winna, wydawało mi się, że zniszczyłam wszystko i wszystkich.
- Nie posypie. Ja o to zadbam, przecież nie ma ludzi niezastąpionych. To już koniec kłopotów, teraz wszystko będzie dobrze - zapewnił.

***

Lekko zapukałam do mieszkania Marco, lecz nikt nie raczył mi otworzyć drzwi, więc bez jakichkolwiek obaw weszłam do środka. W salonie siedział Reus wraz z Mario, a ich posępne miny sprawiały, że miałam ochotę się rozpłakać, albo co najmniej uciec. Marco miał twarz schowaną w dłoniach, lecz na mój widok uśmiechnął się nieznacznie. Wiedział, że przyjechałam właśnie dla niego.
- To ja może przyjdę kiedy indziej. Nie będę przeszkadzać - rzekłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie przeszkadzasz. Właściwie ktoś chciał z tobą porozmawiać - zatrzymał mnie blondyn i zostawił samą. Samą z Mario. Żadne z nas nie umiało zacząć rozmowy. Staliśmy naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje oczy. A przecież doskonale wiedziałam, co chcę mu powiedzieć, jednak jego obecność sprawiała, że nie mogłam wydukać ani słowa. 
- O ile chcesz ze mną rozmawiać. Viktoria, chciałbym ci to wszystko wyjaśnić - zaczął, lecz od razu mu przerwałam.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania. Po prostu nie pasujemy do siebie. To byłby związek bez przyszłości, a wynikający z przeszłości. Jednak zmieniliśmy się przez te lata, nie możesz zaprzeczyć. Przywiązanie, pożądanie, czy przyjaźń to jeszcze nie miłość. Raniliśmy siebie nawzajem...
- Nie chcę cię już ranić, dlatego postanowiłem wyjechać.
- Więc to przeze mnie? Przeze mnie zostawiasz Dortmundu? - podniosłam głos.
- Nie, nie czuj się winna. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Dam sobie radę, Borussia też da - kolejne zapewnienie, że wszystko się ułoży. Jednak ile razy zawiodłam się na tych obietnicach?
- A co z tobą i Marco?
- Poradzimy sobie. Ja tylko chcę cię przeprosić, za to wszystko. Nie powinienem znów wchodzić z butami w twoje życie. Czasami lepiej odpuścić, tak byłoby lepiej. Wybacz, ale powinienem się już zbierać - udał się w kierunku wyjścia.
- Mario! - krzyknęłam, a 20-latek odwrócił się w moim kierunku. - Powodzenia - uśmiechnęłam się, a chłopak odwzajemnił gest i zniknął za drzwiami.

***

- Było mnie słuchać, zaoszczędziłabyś na biletach - zaśmiał się Nuri, wypuszczając mnie ze swoich objęć.
- Odpuść przemądrzalcu.
- Nie złość się, przecież wiesz, jak się cieszę, że wróciłaś.
- Miki! Gdzie byłaś? Tata mówił, że nie chcesz przyjechać - do pokoju wpadł również Omer, którego wzięłam na ręce.
- Nie słuchaj taty, lepiej na tym wyjdziesz- zaśmiałam się.
- Już była jedna, która nie słuchała - odgryzł.
- Miki, a wiesz co? Jutro przyjedzie do nas mama - zdziwiona spojrzałam w stronę Nuriego, który rzekł:
- Nie miałem prawa mu tego odbierać. Nie ważne co było, liczy się to, co będzie teraz.

***

Siedziałam na trybunie stadionu i przyglądałam się trenującym chłopcom. Nie powiem, brakowało mi tego wszystkiego w Polsce.
- Viktoria, co robisz w Dortmundzie? Marco mówił, że wyjechałaś - rzekła Lena, która była zdziwiona na mój widok.
- Po prostu czasami nie da się uciec.
- Cieszę się, że wróciłaś. A na pewno ktoś się cieszy jeszcze bardziej - uśmiechnęła się.
- Lena, ja chcę cię przeprosić. Nie miałam pojęcia, co czujesz. Zachowałam się jak egoistka - powiedziałam z grymasem na twarzy. Nie jest łatwo przepraszać, szczególnie, gdy masz świadomość swojej winy.
- Ciężko było się pogodzić, że Marco jest zakochany w tobie. Jednak gdy widziałam, jak na ciebie patrzy, z jakim uczuciem opowiada, postanowiłam dać sobie spokój. Czasami lepiej odpuścić - powtórzyła słowa, które już dzisiaj usłyszałam. - Nie mam ci tego za złe. Życzę wam szczęścia.

***

Staliśmy na samej górze Westfalenstadion. Prawdopodobnie było to nasze miejsce na ziemi.
- Nie wierzę, że tu jesteś. Ze mną, znów w Dortmundzie - przerwał panującą miedzy nami ciszę, Marco.
- Po tym wszystkim chyba znalazłam jakąś drogę w życiu.
- Pod tytułem? - uśmiechnął się i złapał mnie w pasie, wyczekując odpowiedzi, którą już poznał.
- Pod tytułem: Marco Reus - rzekłam, gdy nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Viktoria, Marco i Dortmund.


sobota, 12 października 2013

16. Znów.

Siedzieli w milczeniu. Ciszy, która z każdą sekundą stawała się coraz bardziej nie do zniesienia.
- Dlaczego nic nie mówisz? - odezwał się Reus, spoglądając na dziewczynę. Chciał zobaczyć w niej jakieś emocje, uczucia. Jednak jej twarz nie mówiła nic. Zupełnie nic. Wpatrywała się w okno, nie chcąc nawiązać kontaktu wzrokowego z blondynem. - Viktoria, proszę. Powiedź coś.
- A co mam powiedzieć? Marco, ty nic nie rozumiesz.
- Chcę cię zrozumieć. Tylko pozwól mi - Miki odwróciła się w stronę piłkarza i delikatnie uśmiechnęła. Pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Dlaczego przyjechałeś? - zapytała.
- Dlaczego miałbym nie przyjeżdżać? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Mam ci wymieniać? Marco, ja nie pasuję do ciebie. Nie zasługuję na to wszystko.
- Przestań! - oburzył się. - Nigdy więcej tak nie mów. Rozumiesz? Jesteś wspaniałą dziewczyną... w której się zakochałem - wyznał, a 19-latka opuściła wzrok, by nie patrzeć w jego zielono-brązowe tęczówki. - U której boku chciałbym budzić się każdego ranka i zasypiać każdego wieczoru. Proszę, spójrz na mnie - ujął jej podbródek. - Powiedź, że mam odejść - odejdę - rzekł.
Viktoria nie odezwała się. Milczała. Po raz kolejny nie dała mu jasnej odpowiedzi, którą już poznała. Dlaczego? Może bała się powiedzieć te dwa słowa, które z pewnością zmieniłyby jej życie?
Wpatrywała się w chłopaka, lecz dalej milczała. W jego oczach było widać rozczarowanie i żal. Wbił wzrok w podłogę i poderwał się z kanapy, gdy został zatrzymany przez dziewczynę.
- Nie. Bądź, już na zawsze.

***

Pogoda w Polsce nie sprzyjała wieczornym przechadzkom. Wysoka wilgotność potęgowała uczucie chłodu, jednak tej dwójce to nie przeszkadzało. 19-latka męczyła się z zakluczeniem drzwi, a Marco śmiał się z nieporadnej nastolatki, gdy ze schodów zbiegł Kuba. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i spoglądała na szyderczą twarz byłego chłopaka.
- Viktoria, ty tutaj? Przyjechałaś znów "na stałe"? - zakpił. Miki starała się zachować spokój, lecz wychodziło jej to z trudem.
- Pierdol się.
- Znów wraca dawna Viktoria. Co się stało z tą potulną dziewczynką o anielskiej twarzy? - dodał z uśmiechem. - Widzę, że znów nabroiłaś. No cóż, nie obchodzi już mnie to. Do zobaczenia, znów- zaakcentował ostatnie słowo i odszedł, w odpowiedniej chwili, ponieważ Viktoria powoli traciła kontrolę. Co ona zrobiła światu, że tak bardzo ją skrzywdził? - pytała.
- Kto to był? - odezwał się Marco, który przysłuchiwał się rozmowie, lecz nic nie rozumiał.
- Nikt - odburknęła. - Już nikt ważny - dodała i weszła z powrotem do mieszkania, straciwszy jakąkolwiek chęć na spacer.

***

- Trzymaj - rozkazała, podając butelkę z czerwonym winem. Chłopak nie pytał, doskonale wiedział o co chodzi. Usiadła obok niego, a on objął ją ramieniem. Siedzieli wtuleni w siebie dłuższą chwilę, popijając trunek, który sprawił, że rozmowa ożywiała się z każdą minutą.
- Kto to był? - zapytał ponownie Reus. - O czym rozmawialiście?
- Kuba - odparła krótko. - Marco, proszę. To wszystko jest już i tak popieprzone.
- Wrócisz do Dortmundu? - zadał jedno z pytań, na które nie umiała odpowiedzieć.
- Nie chcę wracać. Nie chcę widzieć Mario, ale nie mogę tu zostać - rzekła nieświadoma wydarzeń w Dortmundzie.
- Ale tam jest twój dom - uśmiechnął się, spoglądając na nastolatkę. - Wróć ze mną. Dlaczego się boisz?
- Chcesz wiedzieć, dlaczego boję się powiedzieć "kocham cię"? Nie chcę kochać. Nienawidzę miłości. 
- Może dlatego, że nigdy na prawdę nie kochałaś? - uniósł jej brodę i spojrzał swoim przenikliwym wzrokiem. Wpatrywał się w nią z taką czułością, emocjami, których nie można wyrazić słowami. Złożył nieśmiały pocałunek na jej wargach, jednak dziewczyna odsunęła się od niego.
- Kocham cię - rzekła. - Nawet nie możesz wyobrazić sobie, jak bardzo - dodała i oddała się jego śmielszym pocałunkom.

***

Minął tydzień odkąd Reus wrócił do Dortmundu, jednak Miki została. Obiecała mu, że wróci, gdy wszystko przemyśli. Była pewna, że wróci, tylko nie wiedziała kiedy dokładnie to nastąpi.
Nad Gdańskiem nieśmiało unosiło się słońce. Niedzielna nuda przepełniała ją całą. Usiadła przed telewizorem, wzięła laptopa i włączyła urządzenie. Gdy weszła na jeden z portali sportowych, potok łez popłynął po jej policzkach. Starała się opanować i spokojnie doczytać całość artykułu. Jednakże, łzy uniemożliwiały jej to, a litery zamieniały się w rozmazane linijki.

Oficjalnie: Mario Götze podpisał kontrakt z Bayernem Monachium.

Zapamiętała tylko tą frazę. Z drżeniem rąk wybrała numer do Marco, który zapewne o wszystkim wiedział od dawna, lecz nie raczył jej poinformować.
- To prawda?! - krzyknęła do słuchawki. - Marco, błagam. Powiedź, że to żart - łkała.
- Niestety... - odparł z żalem. - Mario uznał, że tak będzie lepiej. Dla nas wszystkich.
Nie odpowiedziała nic. Dotarło do niej, że zniszczyła życie 20-latka, który dla jej szczęścia poświęcił swoją całą karierę i odszedł, by nie ranić jej już więcej. Dodatkowo niszczyła przyjaźń Reusa z Gotze oraz swój klub.

niedziela, 29 września 2013

15. Moja droga na dno.

- Czego chcesz? - odparła chłodno, spoglądając na stojącą w drzwiach Zuzę.
- Porozmawiać, Viktoria - rzekła z nadzieją w głosie.
- Nie mamy o czym - chciała zamknąć przed nią drzwi, lecz dziewczyna jej to uniemożliwiła.
- Błagam, wysłuchaj mnie. Zajmę ci tylko pięć minut.
- Dobra - odburknęła i pokierowała się w stronę okna, spoglądając na ulicę. - Słucham, co chcesz mi powiedzieć?
- Viktoria, nie chciałam, żeby to tak się potoczyło - zaczęła. - Rozumiesz, nie chciałam przekreślić naszej przyjaźni.
- Ale to zrobiłaś - dodała. - Nie wiem, po tu przyszłaś. Zniszczyłaś mi życie, przyjmujesz to do wiadomości? - odwróciła wzrok w jej stronę i spytała ze łzami w oczach. - Ty i Kuba zniszczyliście mi życie. Możesz już iść, nie masz na co liczyć.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że miłość nie wybiera. Jeśli kogoś kochasz, zrobisz wszytko, żeby z nim być. a najbardziej cierpisz, gdy musisz wybierać. Jednak miłość zawsze zwycięża. Przepraszam - rzuciła i wyszła z mieszkania 19-latki.

***

Siedziała skulona na gdańskiej plaży. Temperatura wskazywała kilka stopni powyżej zera, lecz wiejący wiatr jeszcze bardziej potęgował uczucie chłodu. Uwielbiała morze, zdecydowania woda była jej żywiołem. Każdą wolną chwilę starała się spędzić właśnie w jej pobliżu. Wydawało się, że w tym miejscu znikają wszystkie problemy. Odlatują wraz z porywistym wiatrem.
- Wszystko w porządku? - zapytał przechodzący obok chłopak.
- Tak, to znaczy nie - odpowiedziała, znów chowając twarz w dłoniach.
- Czemu płaczesz? - usiadł obok dziewczyny. - Takie ładne dziewczyny nie powinny płakać - uśmiechnął się nieznajomy.
- Chyba chcą udawać, kogoś kim nie są. Próbują być silne, a tak naprawdę są cholernie słabe.
- A ty jaka jesteś? - zapytał. - W ogóle jestem Mati - przedstawił się i uśmiechnął, jakby chciał sprawić, by na twarzy nastolatki również zagościł uśmiech. - Mateusz.
- Viktoria - odpowiedziała chłodno, gdy w kieszeni jej kurtki rozbrzmiał dzwonek telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Nuriego.
- Dlaczego nie obierasz?
- Po prostu - odpowiedziała i odrzuciła połączanie. - Nie mam zamiaru tłumaczyć się ze swojego życia.
- Chłopak? - zapytał bez ogródek.
- Naprawdę chcesz tego słuchać?  Chcesz posłuchać historii życia jakiejś dziewczyny siedzącej na tej pieprzonej plaży?
- Nic nie mam do stracenia - uśmiechnął się w jej stronę i zaczął słuchać.
- Miałam cztery lata, kiedy moi rodzice się rozwiedli - zaczęła.  Moja mama postanowiła wyjechać z Niemiec, gdzie mieszkaliśmy. Nic nie zabrała, oprócz mnie. Rozdzieliła mnie z moim bratem i tatą! - podnosiła głos, który był pełen goryczy i wyrzutu. - Przyczaiłam się, że nie miała dla mnie czasu, że praca i mój "nowy tata" byli ważniejsi. Poznałam znajomych. Starszych znajomych. Żyłam od imprezy do imprezy, kiedy potrzebowałam pomocy, nikogo nie było - starała się nie płakać, lecz roniła pojedyncze łzy. - Wyjechałam. Chciałam się odciąć od problemów. Wtedy popełniłam błąd. Zakochałam się w moim przyjacielu, chociaż to było raczej zauroczenie. To był największy błąd mojego życia. Nie kochał mnie, a ja wróciłam do domu. Zaczęłam spotykać się z Kubą, który stał się moim oparciem, a także miłością, jakiej nie możesz sobie wyobrazić. Jednak to on mnie zniszczył. Wolał moją przyjaciółkę niż mnie... - schowała twarz w dłoniach i cicho łkała. Wspomnienie przeszłości, było dla niej najbardziej bolesną rzeczą, z której nie zwierzała się nikomu. Do tego czasu. Nieznajomy chłopak miał w sobie, coś co pozwoliło jej się odtworzyć. Przenikliwe, szaro-zielone oczy, które mówiły: wysłucham cię, ciepło bijące od niego, czy może fakt, iż byli sobie zupełnie obcy? Fakt, że nie będzie jej oceniał, pochwalał, czy zganiał.
- Widocznie nie był ciebie wart. Nie wart twoich łez.
- Myślisz, że to wszystko? To tylko kolejny przystanek w mojej drodze na dno. Uciekłam stamtąd, po raz kolejny zwiałam. Wróciłam do mojej przeszłości. Chciałam zaznać szczęścia, jednak skrzywdziłam, nie tylko siebie, ale też innych.
- Innych? - dopytywał.
- Tak. Było ich dwóch. Dwóch najlepszych przyjaciół. Mogłam wybrać tylko jednego, a wybrałam źle. On zniszczył wszystko, wszystko co mi obiecał: że mnie nie skrzywdzi, że już nie pozwoli mi odejść. Nie kochałam go. Spełniłam tylko swoje marzenie. Marzenie gówniary, która była zakochana w przystojnym piłkarzu. On zranił mnie, a ja zraniłam osobę, na której mi naprawdę zależy - przyznała się przed samą sobą. - Nie byłam świadoma tego co czuję. Jednak on mi nie wybaczy. Zniszczyłam wszystko - zakończyła. - Powinnam już iść. Robi się ciemno - dodała i wstała z miejsca.
- Zaczekaj! - krzyknął za oddalającą się dziewczyną. - Skąd wiesz, że ci nie wybaczy? - zapytał, łapiąc ją za rękę.
- Bo takich rzeczy się nie wybacza - odpowiedziała i zniknęła w szarościach miasta.

***

Zostali sami w szatni, która po przegranym spotkaniu opustoszała w szybkim tempie. Zawodnicy spieszyli do swoich domów, żon, dzieci, partnerek, lecz nie oni. Oni zostali.
Siedzieli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Poróżniła ich jedna dziewczyna, w której obaj byli zakochani. Jednakże, ona nie wybrała żadnego z nich.
- Tak się skończy nasza przyjaźń? - odezwał się po dłuższej chwili mniejszy z dwójki przyjaciół.
- Ty ją skończyłeś - odparł chłodnym głosem. - Zraniłeś ją, czyli zraniłeś mnie.
- Myślisz, że tego chciałem?! - krzyknął w złości na samego siebie. - Myślisz, że chciałem zniszczyć swoje życie, twoje życie, życie Viktorii oraz życie wszystkich innych? Naprawdę tak uważasz? Naprawdę, masz mnie za takiego człowieka? - zapytał, lecz Marco nie odezwał się ani słowem, tylko wpatrywał się w piłkarza z posępną miną. - W takim razie nie mamy o czym rozmawiać - dodał i opuścił szatnię, głośno trzaskając drzwiami.
Wyszedł na parking i udał się do swojego sportowego auta, gdy w kieszeni jego spodni zadzwonił telefon.
- Słucham? - odezwał się brunet. 
- Pan Gotze? - zapytał nieznajomy. - Mam dla pana pewną propozycję.

***

- To wszystko co zamierzasz zrobić?! - krzyknął poddenerwowany Sahin, wchodząc do mieszkania blondyna.
- A co ja mam zrobić? Dała mi jasno do zrozumienia, że między nami nic nie ma. Przeliterować ci to? Ona mnie N-I-E K-O-C-H-A!
- Gówno wiesz - odparł. - Ona cię kocha bardziej niż to sobie wyobrażasz. Dlatego bierz samochód i zapieprzaj do Polski! - rozkazał i podał 22-latkowi kartkę z adresem. - Masz i walcz o nią.

*** 

Siedziała w swoim pokoju z laptopem na kolanach, przeglądając różne strony internetowe. Bezczynność doprowadzała ją do obłędu. Miała ochotę rzucić wszystko i wrócić z powrotem do Niemiec. Jednak duma i cholerny honor wypełniający jej duszę, nie pozwalał jej na to.
Powoli dochodziła godzina dwudziesta druga. W mieszkaniu panowała cisza, gdyż jej rodzina postanowiła odwiedzić dawnych znajomych i wyjechała na drugi koniec kraju. Uznali, iż dorosła już osoba nie potrzebuje pomocy, a potrzebowała jej bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Odłożyła urządzenie i podeszła do okna. Widziała przejeżdzające auta, pojedynczych ludzi i uliczne latarnie. Chciała znów być tą małą dziewczynką, która gdy miała problem mogła usiąść na kolanach taty i zwierzyć mu się z tego, co ją trapiło. Teraz nie miała nikogo. Udawała, że da radę sobie sama. Starała się być silna i im bardziej próbowała, coraz częściej okazywała swoje słabości.
Ciszę panującą w domu przerwał dzwonek do drzwi. Z racji później pory, nie spodziewała się gości. Szybkim krokiem zbiegła ze schodów. Przekręciła zamek i ujrzała go. Stojącego przed nią. Jego i nikogo innego. Tego, którego kochała najbardziej na świecie. Tego, którego kochała z pełną świadomością.
- Nie dam ci odejść - odezwał się jako pierwszy. - Teraz naprawdę nie dam ci odejść. Nie obchodzi mnie, czy zatrzaśniesz przede mną drzwi,  powiesz, że nic dla ciebie nie znaczę. Nie ma czegoś takiego, jak: jeśli kogoś kochasz, to pozwól mu odejść. Ja ci nie pozwolę! - odparł i spojrzał na dziewczynę swoimi oczami, w których malował się smutek i żal. - Nie pozwolę. - oddał, gdy ich usta złączyły się w długim, czułym pocałunku.

środa, 25 września 2013

14. Przykro mi.

Siedziała tępo wpatrując się w okno. W jej życiu nigdy nie miała łatwo, począwszy od jej skomplikowanej sytuacji rodzinnej, skończywszy na dotychczas największym zawodzie miłosnym, czyli rozstaniu z Kubą. Jednak okazało się, że to dopiero początek. Wróciła do Dortmundu, by zaznać spokoju, wręcz uciec od problemów. W życiu nie ma tak łatwo. Kłopoty się mnożą, a Viktorii ranienie samej siebie oraz innych wychodzi doskonale. Skrzywdzili ją, a ona krzywdzi innych - zataczając koło.
Zeszła z parapetu swojego ciemnego pokoju i poszła do szafki, na której stało wiele ramek ze zdjęciami. Mała, słodka dziewczynka ze swoimi przyjaciółmi gra w piłkę na szkolnym boisku. Beztroska - tego jej brakowało.
Każdą fotografię dokładnie oglądała, przyglądając się ze smutkiem.

 ***
zima, 2008 rok. 
- Zgadnij Marco kto przyjechał? - podbiegł zdyszany do swojego starszego kolegi. - Miki! 
- Nie wiem, o kim mówisz - odparł Reus.
- Moja przyjaciółka z Polski. Zobaczysz, dogadacie się. 

 ***
lato, 2009 rok. 
- Wy się chyba nie znacie - stwierdził niższy brunet. - Marco, to jest Viktoria. Viktoria to jest Marco. - piłkarz podał jej dłoń i uśmiechnął się serdecznie.

***

- Czekaj, odprowadzę cię. - krzyknął za oddalającą się dziewczyną, Reus. - Nie masz nic przeciwko? 
- Oczywiście, że nie - odparła nastolatka. - Więc Marco, co cię ponownie sprowadza do Dortmundu? 
- Postanowiłem odwiedzić starych znajomych - rzekł. - Ty jesteś córką trenera, tak? 
- Tak, tylko nie mieszkam tu. Jestem z Polski. 
- Zawsze mi mówili, że najładniejsze to Polki. Widzisz, oto żywy dowód - na słowa młodego Niemca, dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i zarumieniła. 

***
jesień, 2012 rok. 
- O cześć Sahin - powitał gości gospodarz imprezy - Marco Reus.
- Siema stary - podał rękę koledze Nuri. - Poznaj proszę moją przyjaciółkę, Viktorię.
- Witam, jestem Marco - przedstawił się szarmancko. - Ale czekaj, czekaj. Pamiętam cię! - olśniło 22-latka - To ty... jak ciebie przezywali? - zaśmiał się.
- Jestem Viktoria, czyli Miki - odezwała się. - Pamiętam cię Marco, kiedyś byłeś rudy - 19-latka zaczęła się śmiać.
- Aaa, już sobie przypomniałem, dokuczałaś mi - udawał obrażonego, lecz po chwili również się zaśmiał. - Dobra, wybaczam ci. Wchodźcie - zaprosił gości do swojego mieszkania. 

 ***

Reus uklęknął naprzeciwko dziewczyny i spojrzał jej głęboko w oczy - Przyjechałaś, żeby być szczęśliwą. Nie wyrzucaj tego do kosza, ale napraw. Przecież, ty się nie poddajesz - uśmiechnął się Marco i podał 19-latce dłoń. Piłkarz objął nastolatkę ramieniem i ruszyli w kierunku auta zawodnika Borussii. Po chwili Viktoria stanęła i spojrzała na 22-latka.
- Dziękuję - rzekła - Dziękuję, że jesteś - powiedziała, gdy zaczął padać rzęsisty deszcz. 

 ***

- Nie. Odejdź, proszę. Nie dam ci tego, na co zasługujesz - uwolniła się z uścisku i spojrzała na 22-latka.
- Nie mów tak! - oburzył się. - Nie rozumiesz, że chcę tylko ciebie? Kocham cię, Viktoria.  


Wszystko pamiętała z dokładnością. Każdą scenę, każde słowo, każdy ruch. Wszystko. Jednakże, dlaczego myślała o Reusie? Odpowiedz jest prosta: bo Gotze to zamknięty rozdział w jej życiu.

***

Stała na zaśnieżonym progu mieszkania Sahina. Czuła się jakby przychodziła tutaj pierwszy raz. Bała się go ujrzeć, bała się rozmowy z nim, bała się wyjawić prawdę.
23-latek otworzył jej drzwi i ruchem dłoni zaprosił do środka. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na stojącą, z posępną miną, przy oknie dziewczynę. Nie odzywała się, Nuri również milczał. Atmosfera panująca w mieszkaniu nie wróżyła dobrych wieści. Między dwójką przyjaciół narastało napięcie. 
- Wracam do Polski - oznajmiła po dłuższej chwili. 
- Słucham? - zapytał zdziwiony mężczyzna. 
- Wracam do domu. Nuri... dziękuje ci - odparła, z trudem tłumiąc łzy. - Za wszystko - dodała i pokierowała się w stronę wyjścia, lecz Sahin złapał ją za rękę i nie pozwolił opuścić mieszkania. 
- Tutaj jest twój dom. Nie możesz wyjechać. Nie możesz zostawić mnie, rozumiesz? Nie możesz. 
- Nie, Nuri. Tu nigdy nie zapomnę o tym wszystkim. Nie zostanę, choćby nie wiem co.
- Nie powiedziałaś tacie, prawda? Przyszłaś tylko do mnie. Dlaczego? - zapytał, lekko podnosząc głos, bynajmniej nie krzycząc. 
- Bo tylko ty, nie negujesz tego co robię. Nawet tego co jest złe. Zachowujesz się jak przyjaciel, nawet jeśli mi jest do tej postawy daleko. Przepraszam - odparła i wyminęła chłopaka, udając się do swojego mieszkania, które wkrótce zamierzała opuścić. 

 ***

Wściekły i zły wpadł do swojego auta i ruszył z podjazdu, przemierzając ulice Dortmundu. Zapewne złamał dziesiątki przepisów, które w tej chwili absolutnie go nie interesowały. Mógłby zrobić wszystko, by zatrzymać Viktorię w Niemczech. 
Wpadł bez pukania do domu Reusa i głośno trzasnął drzwiami. 
- Marco?! - krzyknął, lecz nie usłyszał odpowiedzi. - Kurwa, Reus! 
22-latek zbiegł ze schodów, zaniepokojony zachowaniem klubowego kolegi.
- Co jest, stary? Co ty wyprawiasz? 
- Jedziemy! Później ci wyjaśnię- oznajmił, bez większych wyjaśnień. - Jedziemy na lotnisko. Zabiję cię jak to spieprzysz - odparł i oboje wybiegli z mieszkania. 

***

Szła w kierunku odprawy, ciągnąc za sobą walizkę. Nie wiedziała, czy postępuje dobrze. Czy to jest słuszne, kolejna ucieczka? Co się stanie w Polsce? Jak wytłumaczy swój przyjazd? Nie wiedziała nic. 
Usłyszała głos informujący o rozpoczęciu ów oprawy, który sprawił, że z jej oczu poleciały gorzkie zły. Odwróciła się za siebie. Miała nadzieję, że ujrzy Marco i nie pozwoli jej wyjechać. Stanie i powie jak bardzo ją kocha, a ona zrozumie, że to z nim chce być. Jednak nic takiego się nie stało. Jego nie było. Była tylko ona i czekający na nią samolot. 
Weszła na pokład i zajęła miejsce obok okna. Teraz wiedziała, że nie ma już odwrotu. 

***

- I gdzie ona jest?! - krzyknął zdenerwowany Reus. - Nie ma jej! 
- Czekaj, musi gdzieś być - odpowiedział, starający się zachować spokój Nuri. Wystarczyło, że Marco ledwo panuje nad swoimi emocjami. 
- Przepraszam, przepraszam - mijał stojących w kolejce turystów, którzy z mordem w oczach patrzyli na 22-latka, starającego się dostać do okienka. - Proszę mi powiedzieć, o której odlatuje samolot do Gdańska? 
- Samolot do Gdańska już odleciał. Przykro mi - odpowiedziała siedząca za szybą pani. 

***

Kroczyła korytarzem prowadzącym do mieszkania swoich rodziców. Lot był dla niej istną katorgą, nie znosiła latać, a ta podróż była jeszcze cięższa. Z bladą twarzą, podpuchniętymi oczami zmierzała do drzwi, gdy usłyszała śmiech - dobrze znany śmiech. Ze schodów zbiegła Zuza, a za nią rozbawiony Kuba. Oboje stanęli jak wryci. Viktoria była ostatnią osobą, której się spodziewali. W tym momencie, stała przed nimi ze ze łzami w oczach i zaciśniętymi ustami. Nie chciała dać po sobie, jak bardzo cierpi, a cierpiała bardzo. 
Ciszę przeplataną odgłosami dochodzącymi z ulicy, przerwała 19-latka, która zdołała wydukać tylko jedne zdanie.
- Nie będę stawać na drodze waszego szczęścia - i zniknęła w otchłani swojego polskiego domu.

piątek, 20 września 2013

13. Kocham cię, Viktoria.

Stała jak wryta, spoglądając na znikającego za hotelowym zakrętem Marco. Czuła jak miękną jej nogi, a oddech staje się coraz płytszy. Traciła kontakt z rzeczywistością. Spojrzała w stronę swojego przyjaciela, który miał zmartwiony i zaskoczony wyraz twarzy. Roztrzęsiona dziewczyna rzuciła mu się w ramiona i łkała, a on z całych sił przytulił ją do siebie i starał uspokoić.
Zaprowadził Viktorię do pokoju i położył się obok, jakby jego uścisk był ochroną dla nastolatki, jakby miał sprawić, że o wszystkim zapomni.
- Mi się to śni, prawda? - odezwała się drżącym głosem. - Zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. To wszystko głupi sen. Powiedz, że to sen? Proszę, powiedz, że to sen!
- Spokojnie - powiedział łagodnie. - Wszystko się ułoży. Zobaczysz - głaskał ją po włosach i dalej nie wypuszczał z objęć.
- Nie kłam. Nic już nie będzie takie same. Rozumiesz? Nic! Wszystko zniszczyłam. Wszystko! - łkała i z trudem łapała oddech. Właściwie nie wiedziała, co czuje. Kogo darzy uczuciem. Nienawidziła siebie, gdyż skrzywdziła jedną z najważniejszych dla niej osób.

***

Siedzieli w jednym z pubów, sącząc piwo i rozmawiając. Sahin cenił sobie mądrość życiową, jaką posiadał Kuba Błaszczykowski. Mimo swojego młodego wieku, wiele przeżył. Dlatego z wieloma problemami kierował się właśnie do niego. 
- Nuri, co jest? - zapytał pomocnik Borussii Dortmund oraz reprezentacji.
- Ahh, martwię się o Viktorię. Pogubiła się w tym wszystkim, a ja nie wiem jak jej pomóc - odparł z grymasem bezsilności i streścił całą opowieść związaną z dziewczyną, zaczynając od jej trudnej relacji z Mario, a kończąc na dzisiejszym wieczorze.
- Stary, zaufaj jej. Przestań bawić się w tatusia Viki. Poradzi sobie.
- Nie rozumiesz. Mario ją zrani, każdy wie jaki on jest. Nie wierzę w żadne przemiany, po prostu niektórzy ludzie się nie zmieniają.
- Tego nie wiesz - zaprzeczył Polak.
- Tylko to czuję... - dokończył, upijając łyk chmielowego napoju.

***

Wigilia to czas radości, szczęścia. W tym dniu wszystko jest magiczne, a przynajmniej takie się wydaje. 
Viktoria obudziła się wcześnie rano, co było niepodobne. Zmęczona zeszła na dół. Noce były dla niej bardzo ciężkie. Sama, zamknięta w ciemnym pokoju, rozmyślała - czasem za dużo. Sytuacja ją przerosła. Wszystko co robiła, miało złe skutki, które raniły są samą. 
- Wesołych Świąt! - krzyknął wchodzący z zakupami, Nuri. 
- Wesołych, wesołych - odpowiedziała Miki.
 ***

Siedziała przed telewizorem i oglądała nudne programy. W kuchni wojnę z potrawami toczyli Alan i Nuri, a mały Omer przyglądał się dwójce nieporadnych kucharzy. 
- Synek, idź do Miki - rzekł 23-latek, a 4-latek udał się do pokoju. Wspiął się na kanapę i usiadł na kolanach dziewczyny, czule tuląc się do niej. 
- Co szkrabie? - zapytała nastolatka, spoglądając na chłopca, który podniósł swoje oczka i spojrzał na nią.
- Będziesz moją mamą? - dziewczyna zamarła, jak i również opierający się o framugę drzwi Nuri. Do tej pory miał nadzieję, iż słowa syna były jedynie wymysłem jego wyobraźni, złudzeniem. Dziewczyna spojrzała na niego, a na niej twarzy jakby widniał napis: pomóż mi.
Viktoria nie umiała wydobyć  z siebie ani jednego zwięzłego, normalnego zdania, a w końcu rozmawiała z 4-latkiem!
- Kochanie, ale ja jestem twoją ciocią - odparła, chociaż w jej głowie to zdanie brzmiało lepiej.
- Dobrze. Ale moim wujkiem będzie Marco? - kolejne pytanie z serii: jakich pytań nie zadawać. Do oczu cisnęły się jej łzy, a puls znacznie przyspieszył.
- Nie wiem, kochanie. Chodzi o to, że ja nic nie wiem. 

***

Impreza w drugim dniu świąt to tradycja. Viktoria niechętnie zgodziła się towarzyszyć swojemu tacie w ów wydarzeniu, ale nie chcąc wykręcać się po przez użycie fałszywych argumentów, zdecydowała się na wyjście.
Wszyscy siedzieli w lożach w jednym z najlepszych klubów w Dortmudzie. Miki była ubrana kremową, krótką sukienkę, idealnie podkreślającą jej talię. Jej zgrabne i długie nogi zdobiły wysokie, również cieliste szpilki, a nadgarstki zdobyły perłowe bransoletki.
Stała przy barze i wzrokiem wyszukiwała swoich przyjaciół. Miała nadzieję, że uniknie spotkania z Marco, gdyż jak to miała w zwyczaju, od problemów chciała po prostu uciec.
- Uśmiechnij się – podszedł do niej niewysoki brunet i pocałował w policzek.
- Jakoś nie mam ochoty na zabawę – odparła z grymasem na twarzy. - Przepraszam na chwilę - dodała i udała się w stronę łazienki.
Dochodziła północ. Siedziałam wraz z dziewczyną Roberta, Anią oraz partnerką Łukasza, Ewą. Obie były bardzo sympatyczne i chociaż zazwyczaj zarażały wszystkich swoim optymizmem, w tym dniu nie miałam ochoty na nic. Najchętniej wyszłabym stamtąd i zamknęła się znów w swoim pokoju. Naprawdę nie miałam siły na nic. Odeszłam od stolika, przy którym spędziłam większość czasu, głównie na przysłuchiwaniu rozmowie dwójki Polek. Starałam się wyszukać wzrokiem Nuriego, bądź taty, żeby poinformować ich, iż mam zamiar wrócić szybciej do domu. Ruszyłam w stronę łazienki, która tego dnia była miejscem, w którym mogłam zostać. Weszłam na korytarz prowadzący do ów pomieszczenia i zamarłam. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach, a serce rozpadło się na miliony kawałków. Nie umiałam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Wszystko w jednej chwili legło w gruzach, całe jego dotychczasowe zapewnienia, wszystko.
- Viktoria, to nie tak... - odparł ledwo kontaktujący Gotze i odsunął od siebie jakąś dziewczynę.
- Oszczędź - odparłam. - Wynoś się z mojego życia! Nie wierze jaka byłam głupia. Dlaczego ci zaufałam?! - wpadłam w rozpacz i wybiegłam z klubu, po drodze mijając Marco, który zapewne przyglądał się całej sytuacji. Jednak teraz miałam to gdzieś. Wszystko przestało mnie interesować. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie zranił, jak on. W jednej chwili zniszczył wszystko, co starał się naprawić. 

***


Siedziała na krawężniku z twarzą schowaną w dłoniach. Nad Dortmundem zawisła czarna chmura, z której padał obfity deszcz. W tej chwili nie obchodziło ją to. Zastanawiała się co dalej będzie z jej życiem. Jednego była pewna, Gotze kolejnej szansy nie dostanie.
Marco wybiegł z klubu na ulicę, na której zauważył zrozpaczoną dziewczynę. Teraz nie liczyły się jego zranione uczucia, wydarzenia, które miały miejsce na Teneryfie. Liczyła się tylko ona.
Podszedł do niej, podał rękę i pomógł wstać. Nie zawahała się, tylko wtuliła się w ramiona młodego Niemca, który cierpiał razem z nią.
- Nie płacz. Nie pozwolę cię już więcej skrzywdzić - rzekł łagodnym głosem, głaskając ją po przemoczonych włosach.
- Nie. Odejdź, proszę. Nie dam ci tego, na co zasługujesz - uwolniła się z uścisku i spojrzała na 22-latka.
- Nie mów tak! - oburzył się. - Nie rozumiesz, że chcę tylko ciebie? Kocham cię, Viktoria.